sobota, 7 grudnia 2013

Mojo

Mojo to czarna komedia, która w 1995r., zdobyła nagrodę Oliviera. Jej autor Jez Butterworth i reżyser Ian Rickson są uznanymi twórcami. Ma bajeczną obsadę. A recenzje zbiera mieszane, od zachwyconych po rozczarowane.
Ja niestety jestem w tej drugiej grupie.
Aktorsko uwagę zwraca Daniel Mays, którego do tej pory widywałam w filmach, ale jakoś nie zapamiętałam. Teraz już na pewno będę go rozpoznawać. Podobał mi się tez Colin Morgan. Może jego postać nie wzbudziła we mnie zbyt wiele sympatii, ale grał naprawdę dobrze.
Zachwycona jestem Benem Whishawem. Jego Baby raz śmieszy, raz wzrusza, ale na pewno nie zostawia widza obojętnym. Dodatkowo jest to rola zupełnie inna od Petera z "Peter and Alice", które oglądałam w maju. 

Za to zupełnie nie rozumiem decyzji Ruperta Grinta, który na swój debiut sceniczny wybrał role Sweetsa. W wywiadach mówił, ze robi coś czego nie robił wcześniej, tymczasem ja miałam wrażenie, że na scenie oglądam Rona Weasleya w garniturze.  Te same miny, te same reakcje.
Szkoda.