wtorek, 12 sierpnia 2014

The Nether - recenzja

Czyli sztuka, na którą poszłam z powodu obsady. Najpierw kupiłam bilet, a dopiero później zaczęłam sprawdzać o czym to w ogóle jest. Ponieważ spektakl przeznaczony jest wyłącznie dla widzów dorosłych (pedofilia i przestępczość wirtualna), szłam do teatru przekonana, że czeka mnie ciężki wieczór. I tu zaskoczenie. "The Nether" owszem, porusza trudny temat i budzi w widzu pewną nerwowość, ale jednocześnie jest to sztuka napisana z dużym wyczuciem, momentami zabawna i naprawdę dobrze się ją ogląda.

Akcja toczy się w dwóch wymiarach. Pierwszy to świat realny. W nieokreślonej przyszłości detektyw Morris prowadzi śledztwo. Widz obserwuje ją podczas przesłuchań i to z nich poznaje historię pana Doyla i Woodnuta oraz ich poglądy. Drugi wymiar to rzeczywistość wirtualna, do której przenosimy się, kiedy świadek i oskarżony snują swoje opowieści. Cześć wydarzeń dzieje się na scenie, jednak te najdrastyczniejsze poznajemy z czytanych na głos zapisów w protokole. Prosty zabieg, a jednak znacznie wpływał na mój komfort oglądania. O ile nie przeszkadzała mi mordująca dziewczynka w "Let the Right One In" o tyle mordowania dziewczynki, nawet wirtualnej, wolę jednak nie oglądać.
  
wszystkie zdjecia ze strony teatru
Zresztą dokładnie o tym opowiada sztuka.
Na ile nasze działania w świecie wirtualnym są prawdziwe i na ile powinniśmy ponosić ich konsekwencje.
Czy przestępstwo popełnione przez nasze wirtualne alter ego, w wirtualnej rzeczywistości, nadal jest przestępstwem?
Czy w świecie realnym powinniśmy zostać za nie ukarani?
Nawet jeżeli ofiara jest wirtualną tożsamością innej osoby, świadomie i dobrowolnie biorącej udział w "zabawie"?


Co mi się podobało to brak jasnego zakończenia. Owszem, historia zostaje zamknięta, ale opuszczający teatr widz musi sobie sam odpowiedzieć na pytania, które stawiała sztuka.

Spektakl, jak już wspomniałam, dzieje się w dwóch planach i sama scena podzielona jest na dwie części. Pierwsza to pokój przesłuchań. Szara wykładzina, dwa szare krzesła, stół z elektronicznym blatem (wyobraźcie sobie duży tablet z czterema nogami) i ściana-ekran nieustanie w ruchu, nieustannie wyświetlająca obrazy. Druga część to dom Papy w świecie wirtualnym, zawieszony nad pokojem przesłuchań. Ciekawe są efekty użyte podczas zmiany planów: na ścianie wyświetla się komputerowa animacja, po czym część ściany unosi się i jesteśmy w świecie wirtualnym. Zaglądamy do salonu, ogrodu czy sypialni Iris w spokojniej, eleganckiej rezydencji.
Poszłam na sztukę z powodu Amandy Hale ("Ripper Street", "White Queen"), która gra tutaj detektyw Morris. I jest to zupełnie inna rola aktorki niż w recenzowanym wcześniej "Eldorado". Poza nią wystąpili: David Beames, Zoe Brough, Ivanno Jeremiah i Stanley Towsend. Cala obsada bardzo mi się podobała, a szczególnie młodziutka Zoe.
Muzyka jest użyta w przedstawieniu jako tło i jako takie nie robi zbyt dużego wrażenia, zaledwie kilka dni od spektaklu i już nic o niej nie pamiętam. Kostiumy proste, prawie nie różniące się od współczesnych ubrań, w scenach przesłuchań oraz z epoki w scenach wirtualnych.


W recenzjach - a te sztuka zebrała dobre i bardzo dobre - często pojawia się określenie "niepokojąca" i tu się zgadzam z krytykami. Siedząc na widowni, przez 80 minut cały czas byłam w lekkim napięciu. Przewidując z rozwoju akcji i dialogów co może się wydarzyć, obawiałam się "chyba tego nie pokażą?". Nie pokazali, twórcy na szczęście znaleźli inne sposoby.


Strasznie żałuję, że nie mogę Wam napisać "idźcie do Royal Court", w sobotę wystawiono spektakl po raz ostatni. Ale gdyby pojawił się w ofercie Digital Theatre albo, któregoś z archiwów, moim zdaniem naprawdę warto "The Nether" obejrzeć.