czwartek, 15 stycznia 2015

Of Mice and Men - recenzja po seansie

"Myszy i Ludzie", sztuka na podstawie powieści Johna Steinbecka z 1937 roku, wiosną i latem ubiegłego roku była wystawiana na Broadwayu. Brytyjsko-amerykańska obsada i bardzo dobre recenzje, sprawiły, że spektakl został w lipcu zarejestrowany dla National Theatre Live i od tego czasu jest pokazywany międzynarodowej publiczności. Dzisiaj, w Multikinach obejrzeć go mogli także polscy widzowie.



Powieść Steinbecka to klasyka amerykańskiej literatury. Jej bohaterami jest para najemnych robotników, którzy w czasie wielkiego kryzysu podróżują od rancza do rancza, szukając pracy i starając się zaoszczędzić na swoje wielkie marzenie - własny kawałek ziemi. George (James Franco) jest opiekunem i przewodnikiem Lenny'ego (Chris O'Dowd), olbrzyma o gołębim sercu, obdarzonego ogromną siłą. Na kolejnym ranczu, na jakim znajdują zatrudnienie poznają: jednorękiego, starego Candy'ego (Jim Norton), poganiacza mułów Slima (Jim Parrack), syna szefa Curleya (Alex Morf) i jego piękną żonę (Leighton Meester). Przez chwilę Lenny i George mają swoje marzenie niemal na wyciągnięcie ręki. Inni też zaczynają wierzyć i przez jeden piękny moment, pod koniec pierwszego aktu, przyszłość bohaterów dramatu wygląda optymistycznie. Niestety splot wydarzeń, czyny i ich konsekwencje prowadzą do dramatycznego finału.

James Franco i Chris O'Dowd w jednej z wielu rozmów o upragnionej własnej farmie (źródło)

Całość zrealizowana jest bardzo klasycznie. Na scenie mamy prerię z rzeką, później baraki robotników, czy stodołę z belami siana. Kostiumy, muzyka, silny południowy akcent bohaterów, wszystko nawiązuje do epoki i miejsca, gdzie toczy się akcja. I na tym tle jeszcze bardziej błyszczy aktorstwo. Chris O'Dowd (bardzo zasłużona nominacja do nagrody Tony) jest Lennym. Wielkim, chichoczącym, nieśmiałym, pragnącym głaskać wszystko olbrzymem. James Franco jako George dba o niego nieustannie - czasem w szorstki, ironiczny, niemal okrutny sposób. To, co mnie najbardziej zaskoczyło to chemia między postaciami. Widz wierzy w to co widzi,  w opowiadane historie i w spełnienie marzenia, bo inne postacie zaczynają też w to wierzyć. To właśnie ta scena, po raz kolejny usłyszana przez widzów opowieść o ich upragnionym miejscu, wydaje się zmienić wszystko. Wzajemna relacja przyjaciół, gesty, spojrzenia, wszystko to tworzy spójną całość. I dlatego ostatnia scena sztuki tak bardzo szokuje.

Przed drugim aktem obejrzeliśmy krótki materiał - o ludziach i świecie, którego już nie ma. Reżyserka, Anna D. Shapiro, zauważyła, że Steinbeck pisząc swoją powieść, już wtedy opowiadał o ludziach-duchach, tych których wyparły maszyny i mechanizacja pracy na polu. Dla niej ta historia jest opowieścią o relacji niemal macierzyńskiej. Dla mnie bardziej o silnej potrzebie przyjaźni.


Na ranczu na które trafili bohaterowie, ludzi nie szokuje tak bardzo zachowanie Lenny'ego, jak fakt że podróżują razem. "Nikt tego nie robi" mówi Slim, opowiadając o rzeszy najemnych robotników, która przewinęła się przez baraki. Mężczyzn bez przyszłości, tracących każdą wypłatę w mieście, żyjących bez celu. W polu nie ma przyjaźni, jest tylko ciężka praca. Przybycie Georga i Lenny'ego zmienia tą sytuację. Stary Candy niemal spełnia ich marzenie oferując gotówkę umożliwiającą zakup. Slim, który całe życie był sam, na samym końcu ułatwia George'owi najtrudniejszą decyzję w jego życiu. Z szacunku do przyjaciela. Młodej ślicznej żonie Curleya, nieustannie kontrolowanej przez męża, nazywanej przez innych mężczyzn zdzirą, też brakuje zwykłej przyjaźni. "Ja chcę tylko z kimś porozmawiać" krzyczy do krytykujących ją mężczyzn, nie rozumie, że samą swoją obecnością przysparza im kłopotów. I to właśnie jej pragnienie rozmowy, wyrzucenia z siebie wszystkiego prowadzi do tragedii.

Sztuka jest jest sfilmowana bardzo dobrze. Mamy zbliżenia, ale równie często widzimy szeroki plan i wszystkie postaci. Nie ma sytuacji jak w "Skylight", gdzie miałyśmy wrażenie, że bohaterowie grają niemal osobno. Tu kamera podkreśla interakcje pomiędzy aktorami, nie skupia się na jednym, zapominając o innych. Widzowie opuszczający kino wyrażali jednogłośnie bardzo pozytywne opinie. Ten spektakl to świetne i mocne rozpoczęcie teatralnego roku w kinach.